2-3 luty 2019
Mamy zimę. Ale coraz częściej słyszymy, że dziś prawdziwych zim już nie ma, że zimy to były kiedyś! Z wielkimi zaspami, przerwami w dostawach prądu, kilkudziesięciostopniowymi mrozami. Opowiadamy dzieciom o zimach stulecia, odwoływanych lekcjach i problemach z transportem. Ekscytują nas takie miejskie legendy, podawane między pokoleniami, oplatające zewsząd jak kanwa do tworzenia pojedynczych życiorysów.
Co takiego jest w tych historiach, że chętnie po nie sięgamy i szukamy podobnych? Może ekstremalne warunki uruchamiają wyobraźnię, działają na zmysły i kuszą surowością. A może przyciągają magnesem przygody, o której warto choćby poczytać, bo nie każdy przecież wsiądzie od razu w samolot i ruszy na daleką Północ szukać bieguna zimna.
Niezależnie od tego kim jesteś i co właśnie robisz – w ten weekend wybierz się z nami w podróż do miejsca, gdzie zimno zyskuje inną perspektywę, a bezlitosna przyroda twardo egzekwuje swoje prawa. Poznaj Arktykę oczami ludzi, którzy mierzą się z trudnymi warunkami, codziennie przekraczając jakieś granice.
Czytamy
Na początek coś do czytania, najlepiej „Białe” Ilony Wiśniewskiej. Poznajcie miejsce, w którym „– latem jest jasno i zimno, a zimą ciemno i bardzo zimno, ludzi dwa i pół tysiąca, a niedźwiedzi polarnych pół tysiąca więcej, dróg raptem ze czterdzieści kilometrów i ani jednego drzewka, ani jednego kota. Tak naprawdę to wręcz kronikarski zapis codzienności ludzi, którzy mieszkają na Spitsbergenie i opowieść o miejscu, które stało się domem dla kilkudziesięciu różnych narodowości. Co robią ci ludzie w takim miejscu? Po co tam przyjeżdżają? Czy Svalbard jest ich domem? Jeśli chcecie poznać odpowiedzi, sięgnijcie po tę książkę, reportaż przez duże R, a dowiedziecie się również dlaczego nie ma tam kotów. Jeśli zaś lektura przypadnie Wam do gustu, to z kolejce czekają kolejne dwie książki tej autorki, które są tak samo interesujące i godne uwagi – to „Hen” i „Lud”, pierwsza o norweskim końcu świata, druga o sercu Grenlandii.
Słuchamy
Do lektury książek Ilony Wiśniewskiej warto włączyć sobie płytę (lub płyty) Mari Boine. To saamska wokalistka(Laponka), która śpiewa w rodzimym języku i po angielsku, walcząc o prawa najstarszego skandynawskiego ludu, który najdalsze zakątki północy skolonizował już 10.000 lat temu. Jej piosenki są nostalgiczne i melodyczne, łączą w spójną opowieść muzykę i słowa. To najbardziej znana pieśniarka z tamtych rejonów, która propaguje rodzimą kulturę i upomina się o prawa tej mniejszości (60.000 osób), do dzisiaj zajmującej się rybołówstwem, myślistwem, czy hodowlą reniferów.
Unikatowe zwyczaje, charakterystyczny sposób ubierania się, czy dotąd żywe wierzenia w szamanizm przyciągają uwagę i choć dzisiaj docenia się już jej wielką wartość, to dopiero w 1956 roku Saamom przyznano prawa takie jak Norwegom, a dopiero w 1960 roku uzyskali prawo do nauki we własnym języku (wcześniej niepiśmienni Lapończycy nie mogli np. kupować ziemi). Teraz mają już swoje biblioteki, rozgłośnię radiową i telewizję. Mają też Mari Boine, za pośrednictwem której można wsłuchać się w dźwięki z dalekiej Północy.
Oglądamy
A kiedy już okrzepniemy w tamtejszym klimacie i będzie się nam wydawać, że dobrze znamy północne rejony i mroźne realia, to wtedy warto wybrać się na film pt. „Arktyka”.
To reżyserski debiut brazylijskiego muzyka, youtubera i filmowca, Joego Penny, który w głównej roli osadził gwiazdę skandynawskiego kina Madsa Mikkelsena. Film miał entuzjastyczne recenzja na festiwalu w Cannes, gdzie doceniono kunszt aktorski, wymagający prowadzenia opowieści przez jedną osobę, w zasadzie bez dialogów.
Surowe warunki – mróz, wiatr i przeszywające zimno, były nie tylko wrogiem głównego bohatera, ale również całej ekipy filmowej, która w odległych zakątkach Laponii stworzyła plan zdjęciowy. Zmagania, które śledzimy na ekranie, pokazują zdarzenia po katastrofie samolotu, który rozbił się na odludziu. Ocalały pilot podejmuje próbę uratowania nie tylko siebie. Jak trudne to zadanie w ekstremalnych warunkach, dowiecie się, decydując się na wizytę w kinie. Choć nie jest to kino akcji, warto wybrać się na ten film i skonfrontować swoje wyobrażenia o bezkresie Arktyki, która nie udaje i nie koloryzuje z ludzkimi możliwościami; w takich warunkach, gdzie co krok trzeba konfrontować się z samym sobą, nie ma miejsca na grę pozorów. Można poznać swoje prawdziwe ja. Ktoś się odważy?
Poznajemy
Aby spróbować jak to jest spać w arktycznych warunkach, można zacząć od mniej ekstremalnych sytuacji, choćby jak lodowy hotel – szwedzki Ice Hotel.
Budynek zrobiony wyłącznie ze specyficznej mieszanki śniegu i lodu (o większej gęstości), która sprawia, że bloki nie topią się tak szybko i w ten sposób chronione jest wnętrze hotelu. Co roku budowany na nowo z ok. 35.000 m3 materiału, wznoszony każdorazowo na 3 miesiące w roku przez 50 budowlańców, co sezon przyciąga coraz więcej chętnych, aby choć jedną noc spędzić w niesamowitych warunkach.
Zobaczcie czego można się tam spodziewać, a jeśli chcielibyście się wybrać na Północ jeszcze w tym sezonie, to warto się pośpieszyć! Oprócz nocowania w lodzie okolica zachęca do przejażdżek psimi zaprzęgami, oglądania zorzy polarnej i …kontemplowania sztuki! Sztuki, którą co sezon tworzą zaproszeni z całego świata artyści – rzeźbiąc w lodzie i śniegu, tworząc płaskorzeźby, reliefy i zdobienia ścian, czy tworząc lodowe żyrandole.
Hotel dysponuje zwykle ok. 300 łóżkami, z czego połowa to prawdziwe lodowe łoża, mieszczące się w pomieszczeniach o temperaturze ok. -5 st. C (na zewnątrz może w tym samym czasie być nawet -40 st. C). Ale jest też opcja dla zmarzluchów – część ciepła, gdzie można wynająć również zwykły pokój. Reflektujecie?
Polecamy
Na koniec polecamy uwadze blog opowiadający historie z dalekiej Islandii – IceStory.pl, gdzie znajdziecie sporo praktycznych wskazówek dotyczących samodzielnej organizacji wyjazdu na wyspę wulkanów oraz dobrą książkę o wyspie pt. „Szepty kamieni” autorstwa Bereniki Lenard i Piotra Mikołajczaka, prowadzących tego bloga. Warto zajrzeć i poszukać swojej Północy. Może wcale nie jest tak daleko 😉